SPOILERÓW OD GROMA, CZYTAĆ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!!
Fabularnie szału ni ma. Wręcz momentami przynudzał. No bo co w tym fascynującego? "Hugh Glass szuka zemsty na ludziach, którzy zostawili go poważnie rannego po ataku niedźwiedzia". I tak głównie lezie po śniegu.
Co do aktorstwa już ktoś na forum zwrócił uwagę: Leo pitoli po indiańsku (angielskiego zapomnial), dużo charka, sapie, jęczy, męczy, straszelnie marszczy czoło. Dużo się czołga. Czołganie się udoskonalił w "Wilku z Wall Street". Robi smutne oczy na wspomnienie syna. Hardy jakby miał szczękościsk- bełkocze i trudno go zrozumieć (brzmiał, jakby dubbingował go Jeff Bridges). Dobrzy Gleeson i Poulter.
Realizmu i logiki brak w wielu punktach. Np. sama walka z miśkiem. Kto przeżywa po walce z 700-kilogramowym grizzli? Misiek nieźle się z nim zabawiał, poobracał na wszystkie strony, a momentami wyglądało to jak zabawa ze szczeniaczkiem.
Potem chłop jest w tak złym stanie, że muszą (jego kompani) go ze sobą taszczyć (tyle go taszczyli, że aż jesień przeszla w zimę :p).
W końcu zostawiają go samego w tym złym stanie (biedny nawet palcem nie może ruszyć), ale on podnosi się na nogi (ave!) i jeszcze przepływa rzekę. I na dodatek nie dostaje hipotermii :D Oczywiście potem łapie rybkę gołymi rękoma i zjada na żywca... Na żywca zjada też potem cieplutką, pachnącą, parującą jeszcze wątrobę bizona (ach to podlizywanie się akademii). [W ogóle po spotkaniu I stopnia z grizzli staje się bardzo dzikim stworzeniem ten Leo. Sorry, Hugh].
Odnajduje sprzymierzeńca (indianiec, który podrzucił mu wątróbeczkę), któremu też zamordowano rodzinę. No to jedziem na koniu się zemścić! Indianiec bardzo o niego dba, grzeje go, głaszcze rany.
Dobra, Hugh znowu zostaje samotnym wilkiem. Broni indianki przed gwałtem (w trakcie raczej), kradnie konia.
Na koniu ucieka przed hordą złych białych twarzy- wpada w przepaść, koń ginie, ale na szczęście Hugh spada na miłosiernie rosnący niżej świerk (jodłę?). Stayin alive. Potem jest piękna scena jak chowa sie we wnętrznościach martwego konia. Nie wiem, ile siedział w tym koniu, ale jak wylazł, to nastała nowa pora roku (chyba wiosna przyszla, snieg mocno kapal z iglaków). Potem trochę siedzi w śniegu, trochę chowa się po jaskiniach.
Całkowicie zdziczałego Hugh w lesie napotykają Bridger (Poulter) i sp. Hugh trochę dochodzi do siebie i rusza z Henrym (Gleeson) zemścić się na Fitzgeraldzie (Hardy). Dopada go. Bijom się. Biją się jak szaleni, mimo, że Hugh wciąż odczuwa skutki tete a tete z grizzli, a Fitzgerlad ma postrzelone ramię i odcięte paluszki. Hugh go w końcu nie zabija, bo nachodzi go refleksja, że "Revenge is in God's hands, not mine". Tu już nie zdradzę, co się stało z Fitzgeraldem.
Całość dopełniona (poprzetykana) majakami Hugh o swojej pocahontas.
Żeby jakaś głębsza refleksja??? No nie wiem... Że złe białe twarze, czerwone dobre? (standard). Że człowiek dziczeje poza cywilizacją? Że kłamstwo, zdrada mają krótkie nogi i przed sprawiedliwością nie uciekniesz? Że nic tak nie smakuje, jak zemsta na zimno?
Na wysyp Oscarów bym nie liczyła.
Fabuła szczątkowa bo napisana przez życie, twórcy i tak sporo zmienili żeby atrakcyjniej się to oglądało.
Ale im się nie udało niestety. Sporo jest dobrych filmów z "fabułą napisaną przez życie", chociażby Everest, żeby daleko nie szukać. Też prosta historia. Weszli na górę i zamarzli. Koniec. A jednak jest tam jakaś dramaturgia fabuły której tu zabrakło, a szkoda.
ile odbiorców tyle gustów. Ja na everescie wyszłam z kina, zresztą nie tylko ja.
Serio ktoś wyszedł z "Everest" z kina? U mnie cała sala oglądała w napięciu do końca. Bardzo dobry film.
własnie do dziś się zastanawiam jak to jest z tym filmem...mam raczej dobry gust jeśli chodzi o filmy a ten wcale mi się nie podobał. może dlatego, że nie mogłam się skupić- byłam z byłym chłopakiem półmózgiem który mnie tylko rozpraszał jakie to nudne. ale oprocz mnie wyszly jeszcze przynajmniej 2 osoby
Jak jesteś wolna, to chętnie z tobą pójdę do kina. Nie rozpraszamy i przemycę ci cukierki do pojedzenia.
Kiepsko oddano wygląd ludzi na wysokościach. Tylko nieco odmrożeń, bardzo mało opalenizny. Fabułę załatwiła prawdziwa historia, więc nie ma co jej traktować jak zalety filmu. Góry są ładne. Role rzetelne. Najwyżej dość mocny średniak. Bardzo oczywisty, jak wg podręcznika "jak zrobić niewyróżniający się, trochę efekciarski film górski".
Wskazówka: wciąż mylisz jakość filmu z podobaniem się. Czas dorosnąć.
no everest masakra.. Zjawa niestety tez nie powlił, przemeczyłam go tylko z sentymentu do Leo i Hardy'ego
@dzikudzina , myślę, że w przypadku tego filmu nie o gust chodzi tylko o zainteresowania, to film stricte przetrwaniowy. Dziewczęta wolą bohaterów w stylu Fran Fine (pomoc domowa), możliwe że poprostu wybrałaś złą salę kinową.
Chyba jeszcze raz na spokojne obejrzę ten film w domu. Film był troszkę przegadany- to na pewno, ale skoro wiele osób jest zachwyconych to może po prostu nie był mój dzień i towarzystwo na ten film:P
Pomoc domowa? a co to ?
Dialogów tutaj jak na lekarstwo, nawet z muzyką byli oszczędni. Przegadany? Noł łej :D
Ale to właśnie ta oszczędność muzyki dodaje klimatu do surowych kadrów (niczym w "Domu złym").
Ależ zgadzam się w pełni! Scena, która wywarła na mnie największe wrażenie to ta, kiedy Leo przytula się do ciała swojego syna. Ni krzty melodii, ani dźwięku. Wgniotło mnie to w fotel.
Dzięki temu zyskuje na realizmie i nie czujemy "czwartej ściany". Czasem jednak autor dla podkreślenia autentyczności, ucieka się do ciekawych zabiegów, jak choćby oddech Leo parujący na kamerze, który z jednej strony przypomina widzowi o pewnej umowności, ale, nieco paradoksalnie, podkreśla autentyczność innych scen.
O tak, świetny zabieg! choć nie do końca wiedziałam, jak go zinterpretować... Dzięki za zwerbalizowanie myśli ;)
Jakiego gustu,raczej jego braku film jest słaby.Nieudolna próba nawiązania do sukcesu Tańczącego z wilkami podrasowana opakowaniem ,patrzcie ... i lepiej kolejny raz obejrzeć Tańczącego niż nurzać,czołgać się i sapać z biednym bez oskarowym Leo.
Miło ze zaspojlerowales mi tu końcówkę everestu ktory mialem zamiar obejrzeć za kilka dni... Moze by tak sie powstrzymac od wypisywania fabuł innych filmów na forum? I nie podawaj mi tu argumentu że w pierwszym poście są spojlery bo nie o ten film mi chodzi.
Film (dramat) o wyprawie na Everest, serio myślałeś że nie będzie trupów? Przecież to się ze sobą kłuci Nie zamarzli wszyscy, ktoś zamarzł ktoś nie. Film jest na faktach.
Właśnie te atrakcje troszkę mnie rozbawiły :) No musieli, żeby się "działo", tak to reszta, by nie wytrzymała przy samej wędrówce :D Ja się na wędrówkę przede wszystkim nastawiłam, więc się nie zawiodłam :)
"Zjawa to fenomen na miarę Mad Max Fury Road a co mam na myśli? "
Lel. "Fury Road" to blockbuster i film akcji nastawiony na napięcie i odczucia wizualne, który właśnie tak miał wyglądać (zresztą mało komu udaje się uchwycić tak dynamiczną akcję przez tak długo, bez właściwie żadnych przestojów), a "Zjawa" ewidentnie chce być czymś znacznie więcej.
Koledze chodziło o prostotę filmu a nie gatunek, fury road jest prosty i Zjawa też jest prosta w odbiorze, czytaj uważniej.Lel.
Plus, Zjawa chce być tak bardzo czymś więcej że ludzie coraz więcej nieścisłości wyszukują, spójrz na post tej użytkowniczki, więcej debilizmów sie doszukała niż przekazu
Nie widzę związku, zwłaszcza że oba filmy miały zupełnie inny target i reklamowano je zupełnie inaczej. Jako "proste w odbiorze" można zakwalifikować z kolei 95% filmów. W tych 5% mieści się np. "Birdman", poprzedni film Iñárritu - no chyba że to tylko na fw był taki problem z jego interpretacją, bo na imdb i rotten niczego takiego nie widzę.
"Zjawa chce być tak bardzo czymś więcej że ludzie coraz więcej nieścisłości wyszukują"
Niby w jaki sposób się to wyklucza? Klasyczny przypadek pękającego balonika i przerostu formy nad treścią.
Trzeba zostać przy tym, że naprawdę każdy odbiera film i aktorów na swój sposób, ja zupełnie inaczej oceniam te sprawy. Dla mnie na przykład teraz w Zjawie jest jakieś nieporozumienie oceny dla Toma,( wiem że to dopiero początki średniej) ale już teraz wygląda to jak mocny hejt. Ktoś da mu 5/10 bo mówi niewyraźnie i jeszcze ma czelność dotrzymywać kroku DiCaprio, może kogoś boli i tak ocenia aktora, szkoda.