Nuda, nuda, nuda. Waltz nie nagrał się i nie pokazał swojego kunsztu. Myślałem, że zeżre film, a tu rozczarowanie. Craig ze swym alkoholicznym licem zamęcza. Dwie i pół godziny to stanowczo za długo na taki melodramat.
Oj nie przesadzaj aż tak źle nie było. Owszem najsłabsza część z Craigem ale jeszcze da się oglądać.
Zgadzam się, że Walz zagrał tragicznie. Owszem, gdybym go nie widział w Bękartach Wojny czy Django to powiedziałbym że nieźle zagrał. Niestety po raz 3-ci zagrał tak samo. Jego styl gry pasuje do Tarantino ale tu wyszedł słabo.
Potwierdzam. Film nudny jak flaki z olejem, scenariusz sklecony na siłę, ogólnie szyta grubymi nićmi bujda, której nie da się już zdzierżyć.
BTW, funkcjonariusze MI6 nie mają w autach kuloodpornych szyb?!
Całość tej żenady zwieńczył jakże perfekcyjny strzał z pistoletu i totalne unicestwienie helikoptera :D
Bondy zawsze były mało realistyczne ale sposób rozwiązywania problemów, wychodzenia z opresji był nietuzinkowy, zaskakujący. Tutaj po najprostszej linii oporu, banalnie i głupio. Poraziło mnie do tego stopnia, że zminimalizowałem i zacząłem buszować po internecie.
3 gwiazdki ode mnie - za zepsucie serii mojego dzieciństwa :/
Ja też dołączam tutaj ze swoimi trzema gwiazdkami :) Bardzo słaby Bond, rzekłbym że Bond, któremu brakło cojones. Twórcy chcieli osiągnąć nie wiadomo co, wielki temat - międzynarodowa organizacja przestępcza, która dodatkowo zaczyna przejmować kontrolę nad agencjami wywiadowczymi, osobista krucjata Bonda, jego powiązanie z głównym mózgiem Organizacji, do tego 50 lat historii filmów bondowskich do wykorzystania, od nawiązań do miejsc przez różne klisze - to wszystko udało się tym twórcom s****rzyć.
Super tajna organizacja, na walne zebranie (?) której Bond dostaje się z ulicy.
Baza w kraterze - spoko, na pewno nie widać tego z satelity.
Bond trafia na ślad Spectre i próbuje dostać się do bazy i do Blofelda - pomagierzy Blofelda próbuje go konsekwentnie zabić, Bond cudem ratuje się 2 czy 3 razy ratuje, by w końcu okazało się, że w sumie Blofeld chciał, by Bond trafił do niego.
Główny bohater był chyba bardzo słabym agentem specjalnym - scena w górach, gdy nie upewnia się, czy jego przeciwnicy zginęli, by sobie na luzie pogadać odwrócony plecami do nich.
Deus ex machina - wybuchowy zegarek i pięści, no i proszę, Bond się uwolnił i zniszczył superbazę superorganizacji.
Wybór wobec tykającej bomby - uciekać, albo... Jak się okazało znaleźć dziewczynę, która nie była dobrze zakneblowana i niezbyt mocna związana. Szatański plan Blofelda.
Nawiązanie do starszych filmów niech sobie będzie, ale scena w pociągu to była jakaś parodia tych filmów.
I tak dalej, i temu podobne rzeczy można by wymieniać...
Co do roli Waltza - zagrał według mnie dobrze, w swojej manierze, tego od niego widocznie oczekiwano. Inną sprawą jest to, że po prostu ta postać była napisana idiotycznie.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Craig zupełnie nie pasuje według mnie na Bonda, brakuje mu tego luzu, dystansu i humoru, jaki tę serię charakteryzował. Takie to wszystko wymuszone i na siłę poważne, naprawdę kiepski film, typowa super-komercha, co tylko ma zarobić "bo ludzie na Bonda i tak pójdą, jaki by nie był..."
Do dupy te serie o bondzie niech bond bedzie gejem albo chociaz kobieta ,wtedy marzenia feministek na calym swiecie sie spelnia
Obejrzałem zaraz po Mission piątce, której dałem 6, to mogłem dać albo więcej, albo obniżyć notę MI. Może i faktycznie zabrakło starego dobrego Bonda, nawet tego Craigowskiego, ale oglądało mi się świetnie, a technicznie to wręcz rewelacja.