Nie wierzę, że ktoś jest w stanie oglądać takie filmy. Rozumiem romantyzm, ale rozdęty do takich rozmiarów powoduje mdłości. Do tego dochodzi idiotyczny scenariusz, osoby grające w tym filmie to z pewnością nie aktorzy . Kompletne nieporozumienie. Tego typu filmy naprawdę można kręcić w mądry sposób.
Rozumiem przez to, że przyznajesz się do swojego umysłowego kalectwa i masochizmu??
Witaj w klubie:)
Ach, już dawno pisałam ten komentarz i z perspektywy czasu brzmi on nieco śmiesznie i chyba prowokująco ;)
W każdym razie rzeczywiście masz rację, oglądając go i pisząc te słowa automatycznie się do tego przyznałam. Mimo wszystko lepiej obejrzeć całość i coś skomentować (nawet tak mało konstruktywnie i emocjonalnie jak ja) aniżeli opierać się na domysłach i opinii innych. Nie oszukujmy się to był taki filmowy Harlequin, niezbyt wyszukany i wymagający, ale przyznaję, że o wiele więcej się po nim spodziewałam :)
:):):)
A ja właśnie tego się spodziewałam. Tasiemcowatego romansu, z nie całkiem łatwym uczuciem, ale z happy endem. Zawiodło mnie tylko to, że V. przez całe życie była sprowadzona do roli kochanki. Guila mogła np. no nie wiem.. wysadzić się w powietrze. Jak roman(s)idło to po całej długości, proszę.
Co do zakończenia to uważam, że mogło być melodramatyczne,i, że Veronika będzie działać z większą determinacją i uporem i nie oprze się tak łatwo wdziękom Marca!!! Ale ... czego spodziewać się po filmie z USA... musi być happy end.
Poza tym niby broni się kobiety wykształconej ale stawia się ją na równi z dziwką. No Veronika i do końca życia pozostała kochanką Marca, który chciał ją mieć na wyłączność i łożył na jej utrzymanie, mimo, że gardził małżeństwem z osobą bez posagu. Kilka scen faktycznie mi się podobało ale ogólnie mam mieszane odczucia co do tego filmu. Propaguje on bowiem nie tylko wykształcenie ale i rozwiązłość i przedmiotowe traktowanie kobiety.
Akurat rzeczywistość nie była tak lukrowana jak historia z tego filmu. Nakręcony na podstawie książki, która nawet nie udaje, ze jest dziełem historycznym. To Harlequin w strojach retro. Prawdą historyczną jest fakt, że Veronica była znaną kurtyzaną i poetką. W owym czasie przyjmowanie kurtyzan nawet przez możnych było powszechne i tolerowane. Nie było potrzeby kryć się z faktu romansu z kobietami wykonującymi tę profesję. Jej biografia jest pasmem sukcesów tylko do pewnego czasu. Po procesie w 1980 r. przed Świętą Inkwizycją i zmianie obyczajów Veronica przestała być przyjmowana w pałacach szlachetnych obywateli Wenecji. Jej protektor, którym prawdopodobnie był Domenico Venier, prowadzący salon literacki i będący mecenasem artystów, Zmarł on w 1582 lub 83r. Zatem 2/3 lata po procesie. Pozycja finansowa i towarzyska pięknej poetki gwałtownie się pogorszyła, choć jak wspomniałam, proces ten rozpoczął się tuż po procesie. Czas metres się skończył. Publiczne pokazywanie się w ich towarzystwie lub przyjmowanie było dalece niepożądane. Krótko po tym, w czasie jednej z epidemii, które w owym czasie często nawiedzały Italię, Veronica musiała opuścić Venecję. Po powrocie okazało się, że jej dom został obrabowany. Zniknęły kosztowności, złoto. Veronica zmarła w nędzy w wieku 45 lat w nędznej dzielnicy. A, i warto wspomnieć, że była matką 6 dzieci. No, ale ten fakt, jak w przypadku Scarlett O'Hary nie mógł być wyeksponowany w romansie piękności i wspaniałego mężczyzny.
w większości się zgadzam, faktycznie patos może zemdlić, ale da się do przełknąć, zwłaszcza jeśli ogląda się wiele romansideł (jak np. w moim przypadku:-)) historia w porządku, ale samo wykonanie moim zdaniem nie daje pełnej satysfakcji. co do aktorstwa, to nie mnie sądzić umiejętności, bo niezbyt się na tym znam, ale odczułam tu ogromne wysiłki z marnym skutkiem. również wiele więcej od niego wymagałam, film po prostu chwilami mnie denerwował swoją infatylnością i zdecydowanie mniej czerpałam przyjemności z samego oglądania. a zapowiadał się naprawdę dobrze. poza tym zupełnie nie czułam więzi emocjonalnej z bohaterami, od początku nie lubiłam Marco i nie kibicowałam jego związkowi z Veronicą. pozdrawiam :-)
Ja obejrzałem z przyjemnością. Szczególnie moment jak święty inkwizytor zabiera dupę w troki, i zmywa się z Wenecji zrobił na mnie ogromne wrażenie. Smutne tylko, że jeszcze dziś taką ciemną hołotę, która domagała się skazania Veroniki, i tak durnych inkwizytorów bez najmniejszego trudu można zobaczyć protestujących pod pałacem prezydenckim, w państwie leżącym w centrum Europy <lol>
Nie oglądałam filmu, więc nie wiem za co "ciemna hołota" chciała śmierci kurtyzany (przypuszczalnie za kur***o), ale przynajmniej mieli jakieś zasady moralne i starali się wyrywać chwasty. Dziś wszystko wolno i jakoś ludziom żyje się coraz gorzej. A z tymi protestującymi zupełnie nie wiem o co ci chodzi. Jaka ciemnota protestowała w 2012 r.?
ogolnie oglądało sie całkiem sympatycznie, ale faktycznie niektóre sceny powaliły mnie na kolana, jak rodem z "mody na sukces" czy coś w ten deseń. słusznie użyte określenie "patos", został lekko nadużyty. koncepcja ogólnie dobra, lubie kostiumowce, ale film odrobine niedopracowany, albo moze własnie przerysowany, troszke naiwny
Zarzut patosu jest nielogiczny. Ówczesny świat pełen był pretensjonalny i pełen patosu: mężczyźni pudrowali noski i podrzynali sobie gardła, damy stroiły w krynoliny a śmierdziały z brudu, składali rączki do Boga i obmyślali najokrótniejsze potworności. Świat bohaterów filmu był pretensjonalną i patetyczną iluzją. Znacznie gorzej wypada, gdy scenarzyści każą mówić XVI - XVIII wiecznym postaciom językiem współczesnych blokowisk. Gdy nadają ówczesnym bohaterkom XX wieczną swobodę i wyemancypowanie. Pamiętajmy, że kobiety, dzieci, podwładni i inne osoby zależne do końca XIXw nie mogły mieć własnego zdania, kontakt z obcymi ograniczony bywał do minimum, podobnie edukacja. Mówienie wptost było źle widziane i napiętnowane. Myślę, że nie wolno mierzyć tamtych czasów naszą miarą.